środa, 27 sierpnia 2014

Zaskoczenie sierpnia: lakier do paznokci "poezja" :)


Dzisiaj chciałam wam pokazać lakier do paznokci o trochę tandetnej jak dla mnie nazwie "poezja", na który natknęłam się zupełnie przypadkowo. Będąc na początku sierpnia na obozie i robiąc zakupy w markecie (którego nazwy niestety nie pamiętam) wrzuciłam do koszyka lakier "poezja" w kolorze brzoskwiniowym (49/6). Bardzo spodobał mi się kolor, ale byłam przekonana, że będzie kiepski jakościowo. Zwłaszcza, że kosztował jedynie ok. 3,50 zł i nigdy nic o nim nie słyszałam. Po powrocie z obozu, mając sporo wolnego czasu postanowiłam go wypróbować, jednocześnie będąc przygotowana na to, że już następnego dnia będę musiała go zmywać, bo zacznie odpryskiwać. Wyobraźcie sobie jakie było moje zaskoczenie, kiedy lakier trzymał się przez całe 5 dni w stanie nienaruszonym - czyli praktycznie tyle samo co Essie :) 


Lakier ma bardzo wygodny pędzelek i dobrze rozprowadza się na paznokciach. Krycie jest kiepskie, bo potrzeba aż 3 warstw, żeby uzyskać ładny jednolity kolor, bez prześwitów. Jeśli chodzi o szybkość schnięcia to ciężko mi się tutaj wypowiedzieć, bo po pierwsze na pomalowane paznokcie nakładam zawsze Top Coat z Inglota, a po drugie podczas malowania oglądałam film, więc po prostu byłam zajęta i nie zwróciłam na to uwagi :) Trwałość jak już napisałam jest naprawdę super i w tym momencie bardzo żałuje, że nie wzięłam jeszcze kilku innych kolorów :)

Miałyście może do czynienia z tymi lakierami? 
A może jakieś inne was tak pozytywnie zaskoczyły? :)

czwartek, 21 sierpnia 2014

Sylveco - lekki krem nagietkowy


Kiedyś pisałam, że moja skóra jest bardzo sucha i ciężko mi znaleźć odpowiedni krem nawilżający. Pisałam również, że po otrzymaniu od siostry próbki kremu nagietkowego Sylveco zaopatrzyłam się w pełnowymiarowy produkt. Myślę, że używam go już na tyle długo, że mogę wam napisać parę słów o nim i jego działaniu.


OD PRODUCENTA: Hipoalergiczny lekki krem nagietkowy jest przeznaczony do codziennej pielęgnacji każdego rodzaju cery i zapewnia ochronę skóry podrażnionej. Zawiera ekstrakty z kory brzozy i nagietka lekarskiego o działaniu regenerującym, oczyszczającym i przyspieszającym odnowę naskórka. Naturalne oleje roślinne i masło karite odbudowują warstwę wodno-lipidową i w połączeniu z alantoiną zapewniają skórze szybkie ukojenie. Ekstrakt z aloesu przywraca właściwy poziom nawilżenia, natomiast dodatek witaminy E zabezpiecza skórę przed negatywnym wpływem środowiska. Ekstrakt z mydlnicy lekarskiej, zawierający saponiny, ułatwia wnikanie składników aktywnych głębiej do skóry. Krem może być stosowany pod makijaż oraz na okolice przemęczonych oczu.
WSKAZANIA: Do pielęgnacji skóry łuszczącej się, skłonnej do infekcji, zaczerwienionej, podrażnionej, zanieczyszczonej, szorstkiej, w przypadku trądziku pospolitego, trądziku różowatego, po przebytych oparzeniach i odmrożeniach.


ODE MNIE:
Krem Sylveco znajduje się w bardzo poręcznym opakowaniu z pompką, co pozwala na jego wygodną aplikację. Opakowanie zawiera 50 ml produktu i kosztuje niecałe 30 zł.
U mnie krem sprawdził się naprawdę super. Ma lekką, przyjemną konsystencję, łatwo się rozprowadza i szybko wchłania, nie pozostawiając na skórze uczucia lepkości. Bardzo dobrze nawilża, eliminując nieprzyjemne uczucie ściągniętej skóry, a także daje przyjemny efekt chłodzenia i łagodzi podrażnioną opalaniem czy trądzikiem skórę. Dodatkowo sprawia, że krostki szybciej się goją i bledną. Nie zauważyłam, żeby wpływał na trwałość makijażu. Początkowo nie przypadł mi do gustu zapach tego kremu – nie jestem fanką roślinnych, naturalnych zapachów. W próbce był on bardzo intensywny, jednak w pełnowymiarowym kremie był już znacznie delikatniejszy i bardzo szybko się do niego przyzwyczaiłam. Uważam, że jest to naprawdę bardzo dobry krem w przystępnej cenie, idealny dla osób z podrażnioną skórą.

czwartek, 7 sierpnia 2014

10 ulubionych filmów w sam raz na letnie wieczory :)

Jako, że są wakacje, wiele z nas ma więcej czasu na oglądanie telewizji. Problem w tym, że ostatnio ma ona niewiele do zaoferowania. Wtedy właśnie siadamy i próbujemy znaleźć coś godnego uwagi w internecie. Dlatego ja mam dzisiaj dla was listę moich ulubionych filmów, mam nadzieję, że stwierdzicie, iż część z nich warto obejrzeć, jeśli jeszcze ich nie oglądaliście :)


Moje ulubione filmy (kolejność jest przypadkowa):

 

1. Uprowadzona - jest to film sensacyjny, w którym córka byłego agenta służb specjalnych zostaje porwana przez ludzi zajmujących się handlem kobietami. Liam Neeson świetnie zagrał swoją rolę. Bardzo podobała mi się akcja i to w jaki sposób agent wykorzystywał swoje umiejętności intelektualne zdobyte podczas służby, a także fizyczne - szybkie, praktyczne i celne uderzenia, bez zbędnego "upiększania".

2. A więc wojna - komedia romantyczna z Reese Witherspoon (którą osobiście bardzo lubię). Dwaj agenci CIA wykorzystują swoje możliwości i zdolności w rywalizacji o jej względy. Film jest lekki, pełen humoru i akcji - w sam raz na letnie wieczory.

3. Pół żartem, pół serio - film z 1959 roku z Marylin Monroe. Dwóch bezrobotnych muzyków staje się świadkami zabójstwa. Aby uciec z miasta przebierają się za kobiety i wraz z damską orkiestrą wyjeżdżają na Florydę. Nie spodziewałam się, że stary film może być taki super - oglądałam go już chyba z 10 razy :)

4. Jak stracić chłopaka w 10 dni - komedia romantyczna z Kate Hudson, która piszę do gazety artykuł o tym jak sprawić, żeby facet po 10 dniach rzucił kobietę. Ofiarą staje się pracownik agencji reklamowej (Matthew McConaughey), który zakłada się z szefem, że rozkocha i utrzyma przy sobie każdą kobietę. Oczywiście końcówka jest przewidywalna, ale jest mnóstwo zabawnych scen i dialogów dla których zdecydowanie warto ten film obejrzeć.

5. Rzymskie wakacje - film z 1953 roku z Audrey Hepburn. Grana przez nią księżniczka ma dosyć nudnych spotkać i swoich planów dnia. Ucieka i spędza dzień w Rzymie z dziennikarzem, myśląc, że nie zna on jej prawdziwej tożsamości. Też bardzo fajna komedia, zaskoczenie takie samo jak w przypadku numeru 3 :)

6. Ona to on - komedia romantyczna o dziewczynie, której pasją jest piłka nożna. Kiedy w jej szkole rozwiązują damską drużynę postanawia wcielić się w swojego brata Sebastiana i kontynuować swoją karierę piłkarską w jego szkole, przy okazji zakochując się w swoim współlokatorze. Również bardzo fajna komedia, pokazująca różnice między kobietami i facetami. Delikatny minus za nudne zakończenie i wybór aktora -  Channing Tatum jak dla mnie jest kiepskim wyborem.

7. Męsko-damska rzecz - kolejna sympatyczna komedia romantyczna. Nell i Woody mieszkają koło siebie, chodzą do tej samej szkoły i nienawidzą się. Podczas pobytu w muzeum dochodzi pomiędzy nimi do kłótni. Następnego dnia nie budzą się w swoim ciele, lecz ciele wroga. Zakończenie również przewidywalne, ale bardzo miło się ogląda :)

8. Legalna blondynka - to już druga na tej liście komedia z Reese Witherspoon, ale myślę, że w tym przypadku opis jest zbędny :)

9. Zakochana złośnica - dwie siostry Kat i Bianca mają różne nastawienie do świata i mężczyzn. Pierwsza z nich jest wredna i nienawidzi facetów, druga natomiast lubi być adorowana i bardzo chciałaby się umawiać na randki. Problemem jest tata, który ustala w domu zasadę, że Bianca będzie mogła się umawiać, jeśli Kat również się umówi. Świetny film, który oglądałam bardzo wiele razy i który za dobór aktorów ma dodatkowego plusa ( Julia Stiles, Heath Ledger)

10. Miss agent - kolejna i ostatnia już komedia, w której agentka FBI bierze udział w wyborach miss aby pomóc w złapaniu zamachowca. Dużo śmiechu i zabawnych sytuacji - mi szczególnie podobał się początek, jak główna bohaterka uczyła się chodzić, jeść i zachowywać jak dama :)

A wy jakie filmy polecacie? :)

wtorek, 5 sierpnia 2014

Dlaczego mężczyźni kochają zołzy?


Ostatnio za namową siostry sięgnęłam po książkę "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy" autorstwa Sherry Argov. Jest to bardzo sympatyczny, lekko napisany poradnik zawierający 100 zasad atrakcyjności. Książka generalnie zawiera wskazówki na temat tego, jak powinna zachowywać się kobieta, aby najpierw zainteresować sobą mężczyznę, a następnie podtrzymać ogień w związku i mimo upływu czasu wciąż być atrakcyjną dla partnera. Ja osobiście uważam, że nie ma na to jednej recepty, zawsze znajdą się wyjątki i nie powinno się wsadzać ludzi do jednego worka, chociaż wobec moich doświadczeń damsko-męskich znaczna część uwag zawartych w poradniku wydaje się być słuszna ;) Jednak to nie dlatego chciałabym wam polecić tę książkę. Mi najbardziej spodobało się w niej to, że autorka podkreśla, aby skupić się na sobie, na swoich planach i marzeniach oraz na zachowaniu godności w każdej sytuacji. Zachęca nas do robienia rzeczy, które sprawiają, że czujemy się szczęśliwe. Zachęca, aby dawać tyle ile się otrzymuje. Nie więcej. Pamiętajmy, że nasze szczęście powinno być dla nas najważniejsze i że zasługujemy na to co najlepsze. Dlatego właśnie uważam, że książka jest idealna dla każdej kobiety, bez względu na wiek czy stan cywilny, bo każdej z nas zdarza się czasem o sobie zapomnieć.

Czytałyście może już tę książkę? Jeśli tak, to jakie są wasze wrażenia? :)

piątek, 1 sierpnia 2014

Exfoliating Foot Mask

Wraz z początkiem wakacji postanowiłam doprowadzić swoje stopy do porządku. Jest to część ciała, której szczerze mówiąc nie znoszę. Nie lubię ani swoich stóp, ani niczyich innych - jakoś po prostu mnie brzydzą. Ich pielęgnacja jest dla mnie bardzo trudna, ponieważ jak już wspominałam trenuje kickboxing, a treningi odbywają się na boso. Dlatego wiecznie mam na stopach odciski, zdartą skórę czy jakieś stwardnienia. Moja radość kiedy usłyszałam o cudownym działaniu skarpetek złuszczających była ogromna - piękne stopy bez konieczność ich dotykania i ścierania przez pół godziny? Brzmi super!


Jako, że wolę kupować stacjonarnie niż zamawiać coś przez internet, postanowiłam wypróbować skarpetki Exfoliating Foot Mask, które dostępne były w Hebe za niecałe 20 zł. No i cóż... Produkt ten ma tyko jedną wadę - brak zalet. Skarpetki były bardzo sztywne i niewygodne, płyn znajdujący się w nich strasznie śmierdział alkoholem, no i najważniejsze - nie działały. Oczywiście skóra trochę schodziła, ale tylko w niektórych miejscach i w naprawdę mikroskopijnych ilościach. Dodatkowo trwało to dłużej niż było opisane na opakowaniu, a efekt był po prostu żałosny. No i oczywiście na koniec i tak musiałam ścierać je tarką. Po tej próbie zraziłam się do tego typu produktów i myślę, że więcej już po nie nie sięgnę.

Miałyście może ten produkt? Czy rzeczywiście jest taki beznadziejny, czy jednak u kogoś zadziałał?