poniedziałek, 31 marca 2014

CARMEX - najlepszy w walce z opryszczką (tzw. zimnem)

Od podstawówki miałam problemy z często pojawiającymi się opryszczkami (mniej więcej co ok. 2 - 3 miesiące). Rzadko chorowałam, ale za to każde przeziębienie czy osłabienie kończyło się pojawieniem opryszczki. Było to bardzo nieprzyjemne ponieważ nie dość że usta bolały i swędziały to dodatkowo samoocena mocno spadała w dół – jedyne na co miałam w takich momentach ochotę to zaszyć się w domu i nie pokazywać nikomu na oczy, co niestety bardzo rzadko było możliwe. Najgorsze było to, że najczęściej robiły mi się one przed jakimiś wyjazdami, zawodami lub wyjściami na imprezę i choćbym nie wiem jak dobrze się ubrała czy umalowała to i tak miałam wrażenie że wszyscy widzą tylko tą opryszczkę. Początkowo używałam maści - Vratizolin oraz Hascovir. Niestety na mnie one nie działały, czasem wręcz miałam wrażenie, że spowalniają gojenie się, no i dodatkowo było je widać. Potem przerzuciłam się na plasterki Compeed i tutaj było już lepiej (gojenie stało się szybsze, opryszczka mniej widoczna), ale pod warunkiem, że stosowało się je od samego początku i bez przerwy. Jednak podczas picia czy jedzenia plasterek często się odklejał, no i wiadomo – opryszczka dalej jest więc uczucie dyskomfortu pozostaje. Kiedyś zamiast plasterków Compeed kupiłam plasterki Salvequick i ich akurat zdecydowanie nie polecam. Potem brałam jeszcze antybiotyk (Heviran), ale sądząc po tym, że po miesiącu czy dwóch od jego brania znowu wszystko się powtórzyło, to raczej też nie podziałał ;). W końcu, prawie rok temu siostra poleciła mi balsam do ust Carmex, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Teraz staram się go używać regularnie i opryszczka póki co pojawiła się tylko raz (kiedy na krótki czas przestałam go używać ;) ). Dodatkowo balsam dobrze nawilża, chroni usta przed pękaniem, zawiera filtr SPF 15, jest bardzo wydajny i jest dostępny w wielu wariantach (w sztyfcie, w tubce, w pudełeczku i w różnych zapachach). Jest jednak parę rzeczy, które niektórym mogą przeszkadzać. Ja używam wersji klasycznej, która pachnie jak maść kamforowa i nie każdemu może to odpowiadać. Co więcej zaraz po nałożeniu balsamu usta się trochę lepią i pozostawia on chwilowe uczucie zimna (mrowienia). Dla mnie jednak jeśli zapobiega pojawianiu się tego świństwa, to jak najbardziej warto znieść te jego drobne wady. Zdecydowanie polecam :) .



środa, 26 marca 2014

Mizofonia - nadwrażliwość na dźwięki.

Już od kilku lat mam problem ze zniesieniem pewnych rodzajów odgłosów wydawanych przez ludzi. Chodzi mi przede wszystkim o mlaskanie, bekanie, chrapanie czy pociąganie nosem. Jazda pociągiem czy autobusem bez słuchawek na uszach jest trudna do zniesienia, zwłaszcza w tych okresach, gdy dużo ludzi choruje. W domu jest to samo. Gdy ktoś z rodziny zachoruje lub się przeziębi, wtedy ciągle chodzę rozdrażniona. Rodzinne obiady często również nie należą do przyjemnych. Często jak już emocje opadły i znalazłam się sama to zastanawiałam się dlaczego tak jest. Przecież mi też zdarza się zachrapać, beknąć czy zachorować, a czyjaś choroba powinna rodzić współczucie a nie wściekłość. Okazało się, że ta przypadłość (jak znaczna większość ;) ) ma swoją nazwę - Mizofonia.



To schorzenie póki co jest podobno nieuleczalne i utrudnia życie wielu osobom (powiedzenie komuś takiemu że przesadza albo żeby się uspokoił również nie pomaga - nie da się nad tym zapanować). W internecie możemy znaleźć historie różnych ludzi, opisujących swoje przeżycia i reakcje na różne dźwięki. W moim przypadku na szczęście nie jest to aż w takim dużym stopniu. Wyczytałam jednak że z wiekiem ta wrażliwość na dźwięki nie przemija, a wręcz się pogłębia. Liczę na to że u mnie jednak się nie pogłębi a może nawet całkowicie przeminie, bo nie sądzę żeby każda osoba wrażliwa na dźwięki cierpiała na mizofonię :).


poniedziałek, 24 marca 2014

Małe kolczaste stworzonka budzą się do życia

Nadeszła wiosna, a wraz z nią świat roślin i zwierząt budzi się ze snu zimowego. Podczas wieczornych spacerów możemy teraz spotkać jeżyki. Ja spotkałam już jednego w miniony weekend i nie mogłam powstrzymać się od sfotografowania tego słodkiego ryjka :). Na moje szczęście a jego nieszczęście nie bardzo miał biedaczek gdzie uciec, więc zapewne nabawił się trochę stresu.




Warto pamiętać o tym, że te małe stworzenia mogą potrzebować pomocy, dlatego zachęcam do zapoznania się z tym kiedy i jak powinno się im pomagać - KLIK - oprócz takich oczywistych przypadków jak potrącenie przez samochód jest kilka o których ja nie miałam do tej pory pojęcia. Warto przeczytać. :)